Jeśli czegoś chcesz – szukasz sposobu. Jeśli czegoś nie chcesz – szukasz powodu. Ta stara maksyma doskonale sprawdziła się, patrząc na dwie zakończone właśnie inwestycje, związane ze wznowieniem ruchu pociągów do Karpacza i Giżycka. Pisze o tym w komentarzu Paweł Rydzyński, prezes Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu.
Na odbudowaną linię do Karpacza pociągi wróciły po 25 latach. Jest to typowo „dolnośląskie” podejście do kolei. Stosunkowo niskokosztowa inwestycja, od razu bardzo dobra oferta i natychmiast
doniesienia o nadkomplecie pasażerów. Było to tak oczywiste jak 2+2=4. Można odfajkować i czekać na kolejne dolnośląskie projekty.
Na drugim biegunie, nie tylko geograficznie, ale też niestety mentalnie, mamy
częściowy powrót (po zakończeniu modernizacji) pociągów do Giżycka. Tu i tu gigantyczny potencjał turystyczny – ale też Giżycko to znacząco więcej mieszkańców niż Karpacz. Niestety to, co się działo wokół wznowienia ruchu na trasie Ełk – Giżycko, niestety potwierdziło po raz kolejny wszystko, co najgorsze o kolei w woj. warmińsko-mazurskim.
Pociągi szkodzą podróżnym
Warto przypomnieć, że samorząd wojewódzki najpierw w ogóle nie chciał uruchamiać od czerwca pociągów do Giżycka, tłumacząc to faktem, że remontowany jest wciąż odcinek Giżycko – Korsze i… uruchomienie pociągów byłoby niekomfortowe dla podróżnych (którzy musieliby się dodatkowo 1 raz przesiadać do autobusów). Tam naprawdę ktoś doszedł do wniosku, że jazda rozklekotanym autobusem przez 75 minut z Ełku do Giżycka, bez możliwości zabrania rowerów, z ograniczonym dostępem dla osób korzystających z wózków, jest lepsza niż jazda 45 minut pociągiem – nawet jeśli potem, dla osób jadących za Giżycko, istniałaby konieczność przesiadki do autobusu.
Ostatecznie zdecydowano jednak – utrzymując równolegle zastępczą komunikację autobusową – że między Ełkiem i Giżyckiem od czerwca pojadą jednak pociągi regionalne. W oszałamiającej liczbie 3 par dziennie. Wygospodarowano do tego celu 1 szynobus, który przyjeżdża rano z Olsztyna do Ełku (wieczorem wraca) i pozostaje w Ełku na 14,5 godziny, z których… przez 10 stoi, czekając na kolejny kurs. Żeby było śmieszniej, władze województwa podkreśliły, że uruchomienie tych pociągów właściwie było możliwe tylko dlatego, że w pierwszej części roku zmniejszono liczbę połączeń kolejowych do lotniska Szymany.
Wróćmy do Karpacza… Czy ktoś byłby sobie w stanie wyobrazić sobie sytuację, że pociąg obsługujący trasę do Karpacza stoi na bocznicy przez 2/3 czasu? Albo że organizator transportu komunikuje, że „udało się” puścić jakieś pojedyncze pociągi do Karpacza dlatego, że coś tam uszczuplono na trasie do Trzebnicy, Bielawy czy innego Świeradowa?
Oczywiście w przypadku Giżycka można szukać „okoliczności łagodzących”.
Opóźnienie inwestycji PKP PLK, brak możliwości uruchomienia składów elektrycznych, a także fakt, że odcinek Ełk – Giżycko, przy braku przejezdności trasy w kierunku Korsz, jest wyjątkowo niefortunnie położony względem Olsztyna. Ale to nie usprawiedliwia podejścia samorządu województwa warmińsko-mazurskiego do kolei.
Ale za to jest lotnisko…
I nie chodzi tylko o to, że szynobus może przejechać „na jednym baku” znacznie więcej niż ok. 600 km – a tyle robi skład obsługujący Giżycko. Chodzi o całokształt. O to, że organizator uznaje za „optymalną” ofertę, w której na trasach prowadzących z miasta wojewódzkiego są 5-godzinne przerwy w kursowaniu pociągów, a na zmodernizowanej za ciężkie pieniądze trasie do Braniewa ruch w weekendy niemalże zamiera. Że nie widzi nic złego w fakcie, że odstępy pomiędzy kursami na trasie przez Pisz (kolejna linia po modernizacji) sięgają 8 godzin. Że długo tłumaczono, iż „
niedasię” zrobić bezpośrednich pociągów do Ostrołęki, ale w zamian „zrobiono wszystko”, żeby zapewnić komfortowe przesiadki w Chorzelach („komfortowo” dawano pasażerom możliwość zwiedzania stacji Chorzele przez 30-40 minut). Że nie warto uruchamiać pociągów z Olsztyna później niż o godzinie 21. Że w soboty – również wakacyjne – ostatnie połączenie z Olsztyna do Giżycka startuje o… 16:30.
Były marszałek województwa warmińsko-mazurskiego powiedział kiedyś publicznie, w odpowiedzi na krytykę sejmikowej opozycji, że nie widzi nic złego w tym, że do lotniska w Szymanach dopłaca się mnóstwo pieniędzy, skoro na kolej wydawane jest cztery razy więcej. Tu nawet trudno znaleźć jakiekolwiek słowa komentarza…
Puenta? Otóż jest. Warmińsko-mazurski samorząd rozważa budowę… nowej linii kolejowej do Szyman – żeby można było podjechać do lotniska także od strony Ostrołęki (casus rozwiązania w Goleniowie). OK, każdy może mieć swoje priorytety… Cóż, jak mawiał Ryszard Ochódzki, „Ty wiesz, co my robimy tym lotniskiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo”.
Polska dwóch prędkości naprawdę istnieje. Ale często nie powoduje jej niewidzialna ręka rynku.